I'm not a robot

CAPTCHA

Privacy - Terms

reCAPTCHA v4
Link



















Original text

Od autora: Rozdział 15 książki „Dialog w ciszy” Czym jest religia? Modny trend społeczny czy wewnętrzna potrzeba każdego człowieka? Czy próbują nas przekonać rytuałami, czy też rodzą się same, jako potrzeba wyrażenia naszej wewnętrznej treści? Czy działalność kościoła jest przedstawieniem mającym przyciągnąć wędrowców, czy też ma ona głębokie, kosmiczne znaczenie? Czy wyrzeczenie się religii jest drogą do bezosobowego Boga? Wiele podobnych pytań niepokoi umysły tych, którzy próbują znaleźć odpowiedzi. Przede wszystkim pamiętajmy, że Kościół jedynie rządzi i buduje, a prawdziwa wiara daje nam siłę do podążania drogą. Wiara ta rzadko jest areligijna. Mówią, że Kościół jest twarzą religii, a ksiądz duszą Kościoła. Ale do kościoła idziemy nie do księdza, ale do Boga. Nie mylmy pojęć „samochód, benzyna, kierowca, droga, znaki drogowe, kontroler ruchu, przewodnik itp.” - wszystko to są narzędzia postępu na Drodze do Celu. Podążamy ścieżką wierzącego w nas samych i każdy ma swój własny cel, w zależności od tego, jak otwarta jest jego świadomość. Religie są drogami wznoszenia się na szczyt góry – do bezosobowego Boga. Podstawa Góry ma dużą średnicę; obejście jej zajęłoby kilka żyć. Urodziłeś się w tym życiu w rodzinie chrześcijańskiej – cudownie! Jeśli nie zadowala Cię nic w danej religii, to tylko z powodu braku wiedzy i niepełnego jej zrozumienia. Znajdź Kaznodzieję, Nauczyciela, który rozwieje Twoje wątpliwości i nie szukaj innej religii, która doprowadzi Cię do Prawdziwego Boga. Nie zamieniaj się w zagubioną owcę błąkającą się u podnóża góry, zadręczającą się wyborem ścieżki, zamiast pewnie podążać własną drogą na szczyt. Chociaż jednocześnie Twoja wiedza nie powinna ograniczać się do fanatyzmu religijnego. Wielorakie sprzeczności różnych religii i filozofii wcale się nie obalają, a jedynie uzupełniają, poszerzając naszą świadomość i przybliżając prawdę. Każda starożytna religia jest szeroką ścieżką, wydeptaną w dziczy ignorancji przez miliony wierzących, nieustannie wznoszących się w górę, mocno ściskając łokcie, czując wsparcie ludzi o podobnych poglądach. Jeśli wędrując pomiędzy religiami zdecydujesz się podążać własną ścieżką, porzucając egregor (połączoną energię wszystkich Świętych i wyznawców ze wszystkich czasów istnienia religii), wówczas rozpoczniesz swoją wspinaczkę samotnie, przed siebie, uzbrojony jedynie w topór (ignorancja). Wkopując się w nieprzeniknione zawiłości dzikich winorośli (węzłów karmicznych), ryzykujesz śmierć z wycieńczenia, błąkając się w kółko bez skutku, gubiąc drogę, nie widząc właściwego kierunku. Jeśli jesteś pewien, że masz rację, zmarnujesz czas przeznaczony na wspinaczkę. Trudno w pojedynkę połączyć wszystkie niezbędne obowiązki podróżnika: walkę z nieprzyjaznym środowiskiem, noszenie zapasów zboża potrzebnych na całą podróż; a jednocześnie utoruj sobie drogę. Dopiero w chwili śmierci taki „samotny podróżnik” zrozumie, że w tym czasie uczniowie ze szczerą wiarą w sercu idą szybkim i pewnym krokiem, dzieląc się między sobą obowiązkami i ciężarami. Silny pomoże słabemu, nikt nie pozostanie bez uwagi i ojcowskiej opieki. Poza tym miliony ludzi idą tą Ścieżką; droga jest tak wydeptana, że ​​nie można się zgubić. Tak jak głupotą jest zmieniać rodziców z powodu nieporozumień i nieporozumień, tak samo absurdem i zbrodnią jest zmiana religii bez wypicia tego kielicha do dna. Czy każde nasze narodziny są zaprogramowanym przybyciem, aby wypełnić pewne osobiste zadanie, które jest w harmonii z ogólnym programem ewolucji? Jeśli urodziłeś się w chrześcijaństwie, to jest twoja Droga Wniebowstąpienia. Biblia mówi: „Gdzie się urodziłeś, tam jest dla ciebie Jerozolima!” Przedwybory to świętość! Twoje odejście od jednej religii do drugiej będzie zdradą egregora, który cię wychował. Eksploruj wszystkie ścieżki, ale idź własną. Spotkajmy się na szczycie! Jestem dumny z mojej przynależności do chrześcijaństwa, uważam się za jego głosiciela. Ale proszę nie mylić głębokiej wiary z pobożnością, która może stać się przeszkodą na drodze do oświecenia. W chwili chrztu następuje rytuał na ciele fizycznym, ale potemjesteśmy napełnieni Duchem Świętym. Kiedy wzmacniamy naszą wiarę i czystość naszych myśli, zdobywamy Ducha Świętego poprzez Modlitwę Jezusową. Nazywa się to „robieniem”. Dlaczego noszę krzyż na piersi? Co on dla mnie znaczy? Zacznijmy od tego, że krzyż jest symbolem wiary. Nosisz go, jeśli mocno wierzysz w to, co oznacza, i dlatego otrzymujesz pomoc i ochronę przed tym, w co wierzysz. Chodźmy po kolei. Przyjrzyj się bliżej strukturze starożytnego krzyża: górny okrąg reprezentuje koło wieczności, kobiecą zasadę (jest nawet podobieństwo do narządu płciowego), kobiecą energię Yin. Następnie pojawia się pozioma ósemka przedstawiająca nieskończoną cykliczność życia, stale powracającą do normalności. Żaden punkt w życiu nie jest początkiem ani końcem czegokolwiek. Narodziny są po prostu kontynuacją umierania i odwrotnie. I wreszcie kropla indywidualnego życia płynąca z wieczności poprzez nieskończoną liczbę cykli. Kropla lub jajko życia wiecznego jest symbolem Wielkanocy; nie bez powodu kłócą się o to, kto kogo urodził: jajo kurze czy jajo kurze? Zatem ta kropla wraz z ósemką nieskończoności tworzy męską zasadę (wygląda nawet jak penis), męską energię Yang. A połączone ze sobą zasady kobiece i męskie dają nam wyraźny obraz osoby - produktu twórczego połączenia dwóch energii. Okazuje się więc, że człowiek jest niczym więcej niż kroplą w oceanie wszechświata, zdolną do powtórzenia własnego cyklu u swojego potomstwa - to jest ewolucja. Zgodnie z tą samą zasadą Yin i Yang całe życie na naszej planecie jest zorganizowane, ale tylko człowiek jest obdarzony wysoką świadomością twórczą. Król natury, stworzony na obraz i podobieństwo wyższego umysłu. Dzięki otwartej świadomości i zrozumieniu prawdy człowiek może czerpać z wieczności nieograniczone możliwości, zwiększając swoje możliwości. Ale niestety większość ludzkości śpi w swojej niewiedzy, zapominając o swoim wyższym celu, tracąc wiarę we własne siły, w Boga, który ich zrodził. Stracili drogę do domu, zerwali energetyczne połączenie z Wszechmogącym, stracili sens życia, zagubili siebie. Dlatego właśnie na Ziemię wysyłani są prorocy – aby obudzić ignorancję, ożywić i zaszczepić wiarę w boskość człowieka. Teraz chcę porozmawiać o wyczynie Jezusa Chrystusa. Czy zdajesz sobie sprawę, jak wiele dla nas zrobił? Ogromna liczba cudów dokonanych za jego życia stała się dowodem Jego boskości, dowodem na to, że Bóg żyje w człowieku i rządzi Duch Święty. Jego męczeństwo przyciąga uwagę mas i wywołuje emocje, wyostrzając świadomość i podziw dla Ojca, który Go posłał. Chwała życia i wielkość śmierci Jezusa jest wyczynem uwielbienia Ojca, do którego powracał. Ukrzyżowanie na humanoidalnym krzyżu jest znakiem dobrowolnego poświęcenia w imię zbawienia duszy ludzkiej. Wziąwszy na siebie wszystkie ludzkie grzechy, przyjmując za nas męki piekielne, Jezus daje nam możliwość oczyszczenia przez swoją mękę i komunię z Bogiem w Jego Ciele i Krwi. I wreszcie Jego zmartwychwstanie jest znakiem przebaczenia człowieka i wielkości Syna, zaszczepia bezgraniczną wiarę w Boga i rozgrzewa nadzieję nie tylko współczesnych Chrystusa. Na ziemi żyły miliardy ludzi. Ilu z nich znasz? Ile biografii stało się podręcznikami życia swoich wyznawców? Jezus Chrystus jest moim Bogiem i Nauczycielem, a krzyż na moim ciele jest symbolem mojej wiary w Niego, w Jego Nauczanie, Jego wyczyny. Krzyż jest znakiem otwartej świadomości, wiary w wieczność, znakiem szacunku i wdzięczności wobec Syna i Ojca oraz nadziei na otrzymanie Ducha Świętego. Wasza świadomość znaczenia waszego krzyża piersiowego i wasza wiara wpuszczają w niego ochronną siłę zesłaną z nieba. Cały świat przychodzi Ci z pomocą na Twoje wołanie. W imię Życiodajnego Krzyża wypędzane są demony. Przecież sam Bóg zabrania Diabłu atakować nas, a demony boją się nawet wymienienia imienia Jezusa Chrystusa, a głęboka wiara jest dla nas ochronną odpornością przed złymi duchami. Wiara słabnie – a te „bakterie” gryzą naszą duszę i ciało. Kłaniam się oświeconym wszystkich religii, szanuję nauczycieli wszystkich kierunków, ale cieszę się, że jestem chrześcijaninem. Egregor każdej religii to ogromny skrzep energii, stale uzupełniany w momencie modlitwy,zapalając świecę i chwaląc Boga. Wpływy przychodzą przez twarze Świętych, ikon, które mają astralne kopie tych, którzy wcześniej żyli i okazali silną wiarę. Ich cierpienie za wiarę w imię Pana, godne przyjmowanie tortur i znęcania się, dziesięciokrotnie zwiększa moc płaszczyzny astralnej (m.in. dzięki podziwowi i współczuciu naocznych świadków i wyznawców). Wiara w moc Świętych tworzy silne pola mentalne, aż do manifestacji widocznych czcionek. Tak więc potężny egregor może poprzez swój wpływ mentalny mieć ogromny wpływ na bieg wydarzeń ziemskich. Następują prawdziwe zmiany fizyczne. Silni wyznawcy wiary uzupełniają egregora ogromnymi porcjami energii o wysokich wibracjach. Słabi mogą w czasie trudnych prób, chorób itp. żądać pomocy ze wspólnego garnka. I każdy otrzymuje dokładnie tyle, ile szczerze wierzy. Zatem wszyscy wierzący, którzy zostali ochrzczeni, znajdują się pod opieką egregora religii, do której należą. Samotny poszukiwacz, jak wszyscy inni, znajduje się stale pod okiem i opieką bezosobowego Boga. Ale pomoc z góry musi przejść przez cały ten smród, szambo naszych myślokształtów, dolną, szorstką płaszczyznę, która zakrywa nas grubą zasłoną. Te przeszkody mogą uniemożliwić lub zmienić pierwotny cel najwyższego przesłania. Egregor wierzących, będąc uczciwym pośrednikiem, jest w stanie podejmować własne decyzje i natychmiast je wprowadzać w życie, ratując nas w ten sposób i wypełniając polecenia bezosobowego Boga. Robi to nie czekając na instrukcje z góry, w prostych codziennych sytuacjach, oszczędzając czas i energię na realizację. Co więcej, w samym kościele zachodzą pewne działania energetyczne, które oczyszczają nasze ciała subtelne, zmieniając w ten sposób na lepszy nasz stan fizyczny i duchowy. Liturgia to najsilniejsza subtelna wibracja, wstrząsająca wszystkimi obecnymi i uczestniczącymi i uwalniająca od nich zachwyt, ból, złość i litość - wszystko, co wzbudziło dusze ludzi. Akcję tę prowadzi profesjonalista, który zajmuje się tym przez całe życie, specjalnie do tego przeszkolony, pomazaniec Boży. Daje pewność, że wszystko zostanie wykonane dokładnie i we właściwej kolejności. Jedynym warunkiem oczyszczenia w tej chwili jest nasza szczerość przed Bogiem, jak przed sobą samym. Jeśli boimy się wyciągnąć swój grzech z głębi duszy, przyznać się do niego, pokutować, wierząc w przebaczenie, to włożymy nasze grzechy w siebie. nasze łono kamieniami i opuszczamy Kościół z ciężkim sercem i przytłaczającym niepokojem. Oznacza to, że nie było wystarczającej wiary w przebaczenie. Należy jednak przyjąć karę lub nagrodę za to, co się zrobiło z godnością. Jeśli spełnimy wszystkie warunki i przyznamy się przed sobą i Bogiem, że jesteśmy grzesznikami, ale jesteśmy gotowi na naprawienie poprzez karę, wówczas ze wszystkich osób biorących zbiorowy udział w Liturgii wypłyną negatywne, ciężkie energie i wpadną w powszechny nurt pod kopuła kościoła. Tam energia zostaje oczyszczona pod wpływem wyższego egregora, znika bariera brudnych form myślowych i działań. Jesteśmy gotowi na przyjęcie czystej boskiej energii przechodzącej przez środek kopuły. W odpowiednim miejscu, na zakończenie nabożeństwa, zawsze staje ksiądz z ikoną lub krzyżem, przygotowany do pocałowania. Co się dzieje? Wszyscy na zmianę podchodzimy do niego, pochylamy się, podstawiając koronę (Sahasrarę – centrum energetyczne w naszych ciałach, które łączy nas z Prawdą) pod przepływem życiodajnej mocy – i każdy zostaje nagrodzony zgodnie ze swoją wiarą. Czujemy ulgę, łaska Pana zstąpiła na nas. Jesteśmy znowu pełni sił do walki i kreatywności, z dala od wątpliwości i zmartwień, chorób i przeciwności losu. Spowiedź i komunia niosą ze sobą to samo wielkie znaczenie oczyszczające. „Jedzcie Moje Ciało i pijcie Moją Krew i wejdźcie do Mojego Królestwa”. Oczyszczenie przez wiarę ma miejsce w każdej religii (ale nie w sekcie), która ma starożytne korzenie filozoficzne i wielowiekowe relacje naocznych świadków zachodzących w niej cudów. Kim jest dla Ciebie Bóg? - Sędzia? Mentor? Czarodziej? Lord? Ojciec? Jaką relację chcesz z Nim nawiązać? Nie musisz gdzieś za Nim biec, możesz wpuścić Go do siebie, otwierając swoje serce i nigdy więcej nie być oddzielonym. W rzeczywistości nie może być absolutnej doskonałości. Nawet Chrystuszarzucano mu wiele rzeczy. Jeśli wobec jednego będziesz nieskazitelny, spotkasz się z wyrzutami ze strony przeciwnej, szczególnie jeśli jesteś wojownikiem, tj. działać (a akcja powoduje reakcję). Może i powinna być (na tym polega świętość) - nieskazitelność wobec siebie. Jeśli nie masz sobie nic do zarzucenia w duchu, jesteś bez winy. Dlatego właśnie otrzymujemy spowiedź i oczyszczenie poprzez pokutę. To jest droga do doskonałości. Zarówno dusza, jak i duch są ciałem Pana, lecz dusze napełniają się duchem świętym dopiero po chrzcie wodnym (zgodnie z tradycją chrześcijańską) i napełniają się nim przez całe życie poprzez modlitwę i komunię. Wierzący rozpala się na duchu poprzez post i modlitwę. Ale nie wszyscy są napełnieni Duchem Świętym, wielu jest opętanych i po prostu nieduchowych, w których grzeszna dusza marnieje przez wieki szaleństwa. Dusza jest zawsze z nim, aż do końca dni ziemskiego życia, z każdą osobą, synem Bożym. Dusza wzywa nas, abyśmy napełnili się duchem służby. To jest powrót do Pana. I nigdy nie opuszcza nawet zagubionych. Po śmierci mężczyzna poszedł na randkę z Panem i zapytał: „Całe życie modliłem się i szukałem Cię, ale Ty mnie nie wysłuchałeś i zostawiłeś na pastwę losu”. Na co Bóg mówi: Nie, zawsze byłem z tobą, spójrz, obok twoich śladów są Moje ślady. Mężczyzna mówi: Ale tu jest tylko jeden ślad, a to znaczy, że jednak mnie zostawiłeś! Bóg: Nie! Kiedy już byłeś wyczerpany, niosłem cię w ramionach. Pamiętam, jak kiedyś modliłem się przy ikonie św. Mikołaja Przyjemnego, w dużej katedrze. Nie był to pierwszy raz i ikona ożywała za każdym razem, gdy się komunikowaliśmy. Ale wtedy było coś, o czym do dziś wstydzę się pamiętać. Stanąłem za plecami bliskiej mi osoby i poprosiłem Świętego Mikołaja, aby go wysłuchał, choć jest znikomy, chcę mu pomóc i umocnić jego wiarę. Nagle Nikołaj Ugodnik spojrzał na mnie z taką złością i wstydem, że nogi mi się ugięły. „Jak śmiecie uważać się za wyższego od niego przed Panem!” – Usłyszałem niemal fizyczny głos w mojej głowie. Upadłem na kolana i długo prosiłem o przebaczenie i pomoc w uspokojeniu mojej dumy. Zapominając o wszystkich obecnych, płakałam głośno i gorzko, nie odważyłam się podnieść wzroku na budzącą grozę twarz Świętego. Kiedy odważyła się spojrzeć w Jego oczy, napotkała kochające, ojcowskie spojrzenie, pełne zrozumienia i przebaczenia. Sam Pan wejrzał w moją duszę i nikt nie może odebrać mi wiary w to. Znowu popłynęły łzy, ale były to łzy oczyszczenia i wdzięczności. W tej samej katedrze doszło do jeszcze jednego uderzającego zdarzenia. Przyszedłem do Świątyni z bardzo ciężkim sercem. Po raz pierwszy nie wiedziałam, o co prosić Boga. Nie obchodziło mnie, co się ze mną stanie, miałem dość życia wśród ludzi. Klasztor może i jest, ale po co chora zakonnica, po co być ciężarem dla tych, którzy pomocy nie mogą odmówić? Patrzyłam na Świętego Mikołaja Cudotwórcę i... o niczym nie myślałam. Nie wiem, jak długo trwało to odrętwienie. Coś kazało mi się odwrócić... Niedaleko kolumny, tuż za mną, stał siwowłosy starzec w biednym, ale bardzo czystym i schludnie wyprasowanym ubraniu (zdaje się, że już tak się nie ubierają). Długa, śnieżnobiała broda podkreślała jasność i bezdenność jego dużych niebieskich oczu. Jedną ręką opierał się na zwykłym kiju, a druga leżała na pierwszej, dłonią lekko do góry. Nie wiem dlaczego, ale zrobiłem co następuje – szybko otworzyłem portfel i wręczając staruszkowi pierwszy napotkany banknot, z jakiegoś powodu powiedziałem „dziękuję”. Dotknięta jego dłonią, poczułam lekkie drżenie w całym ciele. Zapytał mnie o imiona moje i moich dzieci i obiecał, że będzie się za mnie modlił za każdym razem, gdy zwróci się do Pana. „Nie bój się, córko, wszystko się ułoży”. - powiedział starzec cichym, ale godnym zaufania głosem. Odwróciłem się tylko na chwilę, zapalając świecę dla mojego zdrowia, ale kiedy odwróciłem się ponownie, aby wyjaśnić jego imię, starzec zniknął. Na sali było bardzo mało ludzi, a wszystkie wejścia i wyjścia ze Świątyni były dobrze widoczne. Zapytałem parafian stojących w pobliżu o starca, ale nikt go nie widział oprócz mnie. Wybiegłam na ulicę, żeby się upewnić, że jego też tam nie ma… i nie mogło. Wróciłem do Ikony Cudotwórcy i z drżeniem podziękowałem mu.